19 września 2004

Kiedys Bóg stworzył idealną grę..

Jak miałem pięć lat strasznie lubiłem klocki Lego. W wieku dziesięciu lat przekonałem się do konsol i gier komputerowych. Pięć lat później wkraczając w wiek dojrzewania uwielbialiśmy z klasowa paczka grac miedzy lekcjami w słonia i palantówką w nogę na brameczki z ławek. Mając lat dwadzieścia dowiedziałem się o istnieniu Fantasty Basketball.. Do roku 2008 jestem sprzedany.

Wielu z was na pewno pamiętam zabawę "wymyśloną" przez Gazetę Wyborcza z przed kilku lat, kiedy to, wybierało się swoja jedenastkę piłkarska mając do dyspozycji dany budżet. Ci nasi wybrańcy zbierali potem dla nas punkty strzelając bramki, asystując czy broniąc karne. Pan Włodzimierz z Poznania na koniec roku wygrał telewizor, Pan Wojtek z Kazimierza Dolnego wygrał wierze Hi-Fi, a Pani Maria z Łodzi wygrała sprzęt AGD.

W fantasy basketball grasz najczęściej z grupa znajomych, przyjaciół.. co daje Ci nieograniczone możliwości jeżeli chodzi o odpłacenie się za codzienne życie. Za uwagi pod twoim kontem, za przegrane mecze na boisku, za to ze ktoś ma fajniejsza pannę. Zaufajcie mi.. koleś w środku sezonu sam będzie wam chciał tą swoja pannę oddać w zamian za Duncana czy innego Ben'a Walleca. Prawdziwa historia.

Wszystko zaczyna się od draftu. Obojętnie czy siada do niego 10ciu piętnastolatków czy 10ciu czterdziestolatków cel każdy ma ten sam. Zdobyć najlepszych.. na co sposobów jest wiele.. Jak pisze Sportsguy z ESPN umawiając się na draft trzeba zabrać dużo piwa, dużo pornografii, nie zaszkodzi sterta magazynów o koszykówce, 500 wydrukowanych kartek, i pełno notatek dla zrobienia wrażenia. Cały draft udajesz luzaka pokroju Will Smitha z Bajer w Bel Air. No i nazwa drużyny musi budzić strach. Jednym słowem trzeba odwrócić uwagę wszystkimi możliwymi sposobami od samego draftu.

Na pewno nie zaszkodzą docinki..
Jeżeli ktoś wybierze Speedy Claxtona dobrze jest powiedzieć.. "Zawsze warto mieć dobrego rozgrywajka na wypadek jak Ci 4 rezerwowy PG dozna kontuzji."
Jeżeli ktoś wybierze Paula Pierca pytasz "To już jest 5 runda? Czy ja to przespałem?"
Jeżeli ktoś wybierze Stackhouse'a fajnie zapytać "To on jeszcze w ogóle gra ?"
Jeżeli ktoś wybierze Vince'a warto dodać "Proszę państwa ! Pierwszy para olimpijczyk został wybrany !"
Itd. Itp.

Jeżeli udało Ci się np. wygrać rok wcześniej, jeżeli jesteś komisarzem, jeżeli masz cos, czym warto się chwalić przed grupa zawsze to dodawaj.
Przykład.. Czy ma ktoś ochotę podąć następne piwo komisarzowi ?, Czy może ktoś przypomnieć mistrzowi jak miał na imię Hinrich?, "Z numerem 5tym w 4rundzie, export NBA PeWee bierze.."
Itd. Itp.

Draft jest fajny. Draft jest ciekawy. Draft jest ważny.. Ale najlepsze dopiero przed nami..
Nie ma nic tak fajnego jak oglądanie meczu na żywo z udziałem twojego rycerza i liczeniu mu statsów. Jak to powiedział pare dni temu My Man Dainius "Raj Na Ziemi!".

Ba.. Siedzenie po nocach i patrzenie w głupie statystyki będzie wam sprawiało więcej radości niż oglądanie meczu bez udziału waszych "Gromowców" czy waszej ulubionej drużyny.

Wstawanie rano w reszcie będzie miało dla was sens.
Postawmy sprawę tak jak to kiedyś powiedział jeden z bohaterów filmu "Trainspotting" "Pomyślcie sobie o najlepszym orgazmie, jaki mięliście w całym swoim życiu, pomnóżcie go przez milion i to i tak jeszcze nie będzie to.."

Mam pisać dalej? Nadążacie?
Kończąc sezon pod koniec kwietnia, już miałem gotowa listę zawodników na draft, który będzie się odbywał w środku października.
Analizując dziennie statystyki od razu przeliczałem je na punkty fantasy.
Gdyby ktoś chciał mi oddać rok temu "blee" Garnetta za mojego mentora, idola, autorytet Duncana to raczej bym go oddal.
Pierwszy raz od 10 lat byłem smutny ze kończy się sezon, a rozpoczynają play-offy.
Wydaje się wam to dziwne, śmieszne, nie normalne.. Oj nie, nie, nie..

To jest jak najbardziej normalne..
Żeby to skwitować..
Luk23 (wariat z forum e-basketu) napisał:, "Kiedys Bóg stworzył idealną grę.. Nazwał ją Fantasy Basketball."
Do zobaczenia w 2008 !

04 września 2004

Ateny 2004 - volumin pierwszy !

Tak na prawdę nie wiem, od czego zacząć. Od samego miejsca, jakim są Ateny? Od tego jak wygląda cała ta olimpiada? Od kibiców z całego świata, których można na niej spotkać? Od polskich kibiców, którzy dalej kolosalnie różnią się od innych? Od tego, dlaczego w Polsce przez następne 50 lat olimpiady nie będzie lub być nie powinno? Od porównania wyjątkowości kibiców Greckich, Irackich, Holenderskich czy Australijskich? Od napisania ze była to przygoda życia? Od tego ze Pkol, media to jedno wielkie gówno?
Mogę zacząć od tego wszystkiego.. Mogę, ale nie zacznę..

Zacznę od tego - uczucia po olimpiadzie mam mieszane..
14 sierpnia rano wyleciałem z Katowic mając w kieszeni 350euro, bilety na wejścia na sumę 265euro, kilka koszulek i 3 pary spodenek w torbie, sandały na nogach. Doliczając do tego kredki biało-czerwone, przynajmniej 3 flagi, krem do opalania i czapeczkę mamy zestaw, który w zupełności wystarczy na Olimpiadę w ciepłym kraju. Nic więcej nie potrzeba.

Leciałem sam. Noclegu załatwionego nie miałem. Jedyną deską ratunku był 30-letni Polak, którego poznałem przez Internet 2 tygodnie przed igrzyskami. To wystarczyło.

Poznany na turystycznym forum Polak okazał się 3x takim wariatem sportowym, życiowym jak ja. Wowa skończył AWF we Wrocławiu. Po studiach 2,5 roku pracował w Londynie, odkładając miesiąc po miesiącu funty. Równy rok temu wybrał się za te pieniądze w podroż dookoła świata.. Jego podroż kończyła się właśnie na Atenach. 4 lata temu był na igrzyskach w Sydney. Miał porównanie.

Przez pierwsze 5 nocy spałem za 10euro za noc u niego na podłodze. Dla porównania najtańszy pokój w mieście, jeżeli już jakiś wolny znalazłeś kosztował 50euro.

Wowa opowiadał mi jak to było super w Sydney i dlaczego Ateny to syf.

Pierwszym sms'em jaki wysłałem do rodziców to zdanie "Tu jest jak w bajce, 0 problemu z wszystkim, pozdrawiam. Marcin"
Moje "Tu jest jak w bajce" przeciwko Wowy "Ateny to syf". Hmm cos tu nie gra.

15 sierpnia poszedłem z grubej rury. Rano mecz siatkarzy Polska-Serbia(10euro), wieczorem mecz Amerykańskiego Dream Team'u z Puerto Rico(15euro).
W 12 tysięcznej sali Peace & Friendship Stadium zgromadziło się maksymalnie 4 tysiące osób. Około 2 tysięczna grupka Polaków. 200 Serbów. Około 1,5 tysiąca Holendrów i Rosjan którzy grali zaraz po nas. Bilety były sprzedawane na dwa mecze.

Nie wiem czy to gra Polaków. Nie wiem czy to obiekt XXI wieku. Nie wiem czy to magia igrzysk. Nie wiem czy to klimat siedzenia, rozmawiania, robienia sobie zdjęć z kibicami przeciwnika, Holendrów i Rosjan. Nie wiem czy to mili, aż do bólu, na każdym kroku wolontariusze. Nie wiem czy to wspaniali ludzie z Racota, Konina, Brodnicy, Tychów.
Nie wiem.

Było tam cos, dzięki czemu czułem się szczęśliwy, dumny, bezpieczny, spełniony, kochający życie, dobry. Po prostu czułem się jak w bajce. Trwało to z reszta potem 2 tygodnie na wszystkich obiektach.
Po godzinie szybka wygrana, stracony glos, uśmiech na twarzach 2 tysięcy Polaków. Ja z kanapką w ręku za 3euro i woda za euro 1 ( a co..) dyskutuje z Wowa jak to daleko zajdą Polacy. Nagle siedzący rząd niżej Polski kibic odwraca się i zaczyna z nami rozmawiać. Dowiadujemy się jak to od 15 lat mieszka w Atenach. Jak to jego 19 letnia córką została w tym roku mistrzynią Grecji na 1500m. Jak to będzie wolontariuszka na Stadionie Olimpijskim i na koniec proponuje nam mieszkanie dla 4 osób po 15euro za dobę.
Wszystko się samo układa.

Mecz drugi zakończył się tie-brake'iem, Holendrzy ograli Rosje. Podczas meczu większość z polskich kibiców wspierało sercem i głosem Holendrów. Nieliczni "Rosije".

Po meczu pierwsze, co zrobiłem to poszedłem kupić bilety na resztę meczy grupowych polskich siatkarzy. Z tym raczej nie było problemu, bilety prawie na wszystko były zawsze dostępne przed obiektami. Jak nie w kasach to u koników. U koników często nawet taniej. Jedynym problemem biletowym były zawody z udziałem gospodarzy. Ale o tym później..

Wieczorem czekało mnie to co było jednym z głównych impulsów aby do Aten w ogóle pojechać. Koszykówka była, jest i raczej na pewno będzie dyscypliną najbliższą memu sercu. Od lat 10-ciu śledzę jak tylko mogę najlepsza ligę świata NBA. Możliwość zobaczenia mojej gwiazdy, jednego z mych autorytetów życiowych Tim'a Duncan'a było czymś, czego przegapić nie mogłem. Sama gra Amerykanów była jakby dodatkiem do tego wszystkiego. Nie było dla mnie ważne czy wygrają czy przegrają.. Chciałem zobaczyć Tim'a.

Podczas meczu siedziałem z Angielska rodziną (Daddy, Mom i trojka dzieci), której przez dwie godziny tłumaczyłem, dlaczego teraz rzucają osobiste, dlaczego Iverson ma wytatuowany "The Answer", ile od nowego roku będzie zarabiać Jefferson, dla kogo gra Arroyo itp. Córka Brytyjczyków, która siedziała zaraz obok mnie nie pozwala mi się w żaden sposób skupić na meczu. Do dzisiaj żałuje ze nie zrobiłem sobie z nią zdjęcia. 18-20 letnia Jessica "Princes Diana" Alba. Po prostu mniam.. No, ale nie po to tam pojechałem;).

Co 10 minut schodziłem na sam dół robić zdjęcia, kręcić filmy.. Z tym problemu prawie nigdzie nie było. Prawie wszystkich sportowców jak chciałeś to miałeś na wyciągniecie dłoni. To ze mecz Amerykanie przegrali nie miało żadnego znaczenia, obojętnie, co by się tego wieczoru stało na boisku nie zmieniłoby moich uczuć. Rewelacja.. ale nie taka jak Siatkarze.

Nie było tej dumy. Nie było tyle tej radości. Nie było to to. Po meczu sprzedałem dwa bilety, które miałem na inne mecze Dream Teamu. Zostawiłem jeden ze względu na znajomego, który specjalnie na jeden mecz miał przyjechać, chciałem iść z nim.
Duncan, do zobaczenia w TV.

Wychodząc z obiektu zaczepił mnie koleś z mikrofonem pytając czy jestem ze Stanów (miałem koszulkę Spurs'ow na sobie). Jak powiedziałem ze nie, ze przyjechałem z Polski, jeszcze bardziej mu się to spodobało. Poprosił mnie o przedstawienie się, powiedzeniu kilku słów o meczu i jakieś tam moje przemyślenia. Mówiłem przede wszystkim o tym ze Amerykanie to znakomite indywidualności a nie zespół. A w koszykówce wygrywają zespoły i defensywa. Tego nie było. Kiedy po wszystkim zapytałem skąd jest.. Odpowiedział ze przeprowadza wywiady dla Assosiated Press.

Kolo 1 dojechałem do Hotelu. Tak było potem 2 tygodnie..