16 grudnia 2004

Sposób na życie.. v.02

Spakowałem dużo ciepłych rzeczy, ustawiłem składy na nadchodzący tydzień w hattrick.org oraz w mojej Fantasty Basketball, zgłosiłem tygodniowa nieobecność na uczelni, wreszcie wyłączyłem komputer..

Od jakiegoś już czasu jeden z moich bliższych przyjaciół, Kaczor, namawiał mnie na rejs po morzu.. Jak w życiu bywa, każdy ma jakieś pasje.. Jego w ostatnim czasie zrobiło się pływanie.. Ilekroć razy wracał z rejsu opowiadał o poznanych ludziach, o niezapomnianych widokach, o imprezach w porcie czy przeżytych lub nie chorobach morskich..

No wiec Kaczor, wykorzystując możliwość połączenia przyjemnego z pożytecznym zorganizował na "Zawiszy Czarnym" (www.zawiszaczarny.pl) konferencje studencka połączoną z rejsem na Litwę. Nie mogłem odmówić.. Z reszta nie było czego odmawiać..

Konferencja ta.. wyglądała mniej więcej tak.. że grupa 35+ osób mieszkała na statku.. dyskutowała o możliwościach studentów w związku z przyłączeniem się do Unii Europejskiej.. po czym wypłynęła w morze przeżyć przygodę życia..

Nie jest to tak, że grupa tych 35 osób siedzi sobie niczym na "statku miłości" popijając koktajle ze szwedzka płyta, wieczorami słuchają koncertów, rano biorą kąpiel. Pomimo tego, że niektóre dziewczyny pytały czy nie brać szpilek. Tak nie jest. Oj nie..

Każdy z obecnych na statku.. jest częścią załogi.. Która steruje, gotuje, zmywa, glancuje, czyści pokład, wybiera żagle.. Full zestaw! All inclusive.

Podzielili nas na cztery wachty. Każda z nich miała starszego wachtowego oraz pierwszego oficera. To "pierwsi" mówili nam co, gdzie, jak, po co.. Każdy dość szybko wszystko połapał.

Plan był taki ze wychodzimy w poniedziałek rano. W środę jesteśmy na Litwie. W piątek lub sobotę wracamy do Gdyni. Jak się szybko okazało Neptun plan miał inny. Od poniedziałku do środy wiało 12 w skali Beuforta, a Kapitan naszego statku jak nam powiedział, pierwszy raz w życiu po 26 latach pływania, usłyszał ostrzeżenie o huraganie na Bałtyku.

Jak głupim pomysłem jest pływanie w listopadzie?. możecie sobie tylko wyobrazić.. Kiedy przed konferencja Kaczor zadzwonił do Akademii Morskiej w Gdyni z propozycja, aby ktoś od nich popłynął z nami.. Po krótkiej chwili zastanowienia odpowiedzieli.. "Nie, nie.. to głupi pomysł.", ta.. Akademia Morska.

Staliśmy 3 dni w porcie. Obok nas muzeum już.. chyba ze 100 letnia "Błyskawica".. która kiedyś była częścią marynarki wojennej. Ilekroć dzwonił ktoś do domu, padała informacja.. "Czy płyniemy? Tak.. od 3 dni idziemy z Błyskawicą łeb w łeb."

Prowadzone były szkolenia, prowadzone były dyskusje, prowadzone były osoby po wieczornych imprezach w porcie.. Jak marynarze to marynarze..

Częścią stałej załogi na statku, która ze sobą pływa od około 2 lat prawie bez przerw.. jest 5 osób. Dwie osoby to mechanicy obsługujący silnik, zasilanie prądem i takie tam. Jedną osoba jest Kucharz. Potem Kapitan, czyli ten, co rządzi. No i ostatnią osobą jest Bosman. Same wilki morskie. Bosman był/jest strasznie charakterystyczny.. Zamiast "i" mówił "y". Najwięcej uśmiechu na naszych twarzach wzbudzał wyraz "czyli" który brzmiał jak "chillin". Często u niego padały śmieszne zdania typu "Jak człowiek se rano na jakąś kobietę nie pokrzyczy to się jakoś źle czuje..", "Na dole wszyscy leżeli jak szlaufy na budowie", "Na stare lata se będę musiał kupić nową BMW, wtedy można spokojnie pod liceum podjechać". Fajny facet.

Czwartek rano. Decyzja.. wypływamy. Uśmiechy na twarzy wszystkich jakby spali z wieszakami w ustach. Trwało to około godziny.. Postawiliśmy pierwsze 2 żagle. Zaczęło bujać. Tyle widzieliśmy około 1/3 naszej załogi przez następne 30 godzin.

30 godzin spędzonych na wodzie to były dla mnie jak 2 tygodnie. Poważnie. Porcie w Helu.. Dziękujemy Ci bardzo.

O chorobie morskiej dużo się słyszy, myśli się równie dużo, nie mieć się jej raczej nie da.. Wyobraźcie sobie, ze bierzecie psa, idziecie do parku, wsiadacie na huśtawkę i bujacie się tak non-stop z 2-3-4-5 metrów góra-dół. Wyobraźcie sobie na tej huśtawce myc naczynia. Gotować, jeść zupę. Wyobraźcie sobie na takiej huśtawce spać. Myc pokład, ubikacje, kąpać się. Załatwianie się na takiej huśtawce to jest dopiero rebus. Jak powiedział jeden z moich kolegów z wachty: "Powinni dodawać do sztormiaka instrukcje jak nie "posrac" sobie spodni przy załatwianiu".

Po wypłynięciu przez następne 30 godzin śpiewałem "Nie wrócę na morze, nigdy więcej.. oj nie". Przez następne 15 godzin próbowałem się czymś zając żeby nie rzygać. 16 godzina. Padł pierwszy gol. Z dośrodkowania z rufy. Moja obrona padła. Chwila nieuwagi, klopsy przedarły się lewym skrzydłem. Ziemniaki tylko dostawiły nogę.. i 0-1. Tak tez spotkanie się zakończyło.

Na temat rzygania można napisać całą książkę. Jak to kiedyś napisał Janusz L. Wiśniewski w "Samotności w sieci".. "Rzyganie to nie jebanie.. to trzeba umieć" A na rzyganie najlepszy jest kąpot wiśniowy, bo w dwie strony smakuje tak samo.

Były osoby, które rzygały non stop. Przebierały się tylko co godzinę, bo jak mówiły "Wolą rzygać w suchym". Były takie, co nie rzygały. Były takie osoby, które rzygały.. i szły od razu jeść. Tak też to powinno wyglądać. Były osoby, które 30 godzin przespały. Ja non stop myłem naczynia. Kiedy masz zajęcie, nie skupiasz się na bujaniu.. Najszybciej padają Ci ze słabą psychika.. To ona jest w większym stopniu odpowiedzialna za fatalne działanie organizmu, bardziej niż czynniki fizyczne. Ale jest naprawdę ciężko.

Co ciekawe, kiedy dowiedzieliśmy się, że za dwie godziny będziemy w porcie.. wszyscy nagle odżyli. Nagle znowu pojawiły się żarty, głód, chęć życia. Nagle stało się niesamowicie pięknie na wodzie.. Fale już nie przeszkadzają. Pojawiły się aparaty, kamery. Wszyscy jednym głosem "Było warto".

Były oczywiście momenty, gdzie przypięty szelkami do want, mając na sobie 4 mokre swetry, przemoczone buty, fale Cię biją po twarzy, nie widzisz lądu, jest ciemno, buja, nie wiesz jaki jest dzień tygodnia, która godzina, jak ma na imię twój kolega obok, bolą cię dłonie od lin, od tygodnia nie brałeś kąpieli, nie wiesz jak wygląda szczoteczka do zębów, myślisz sobie "Co ja Ku### tutaj robię?, mam dom, mam przyjaciół, mam swoje zainteresowania, po co mi to?".

Doszło do mnie "po co" kiedy wracałem do Gliwic.

Kiedy jesteś na wodzie nie myślisz o niczym. Nie obchodzi Cię, kto wygrał w sobotę mecz. Nie obchodzi Cię, kto jest premierem Belgii, o ile w ogóle Belgia ma premiera. Nie obchodzi Cię, jakie państwo odwiedza w tym tygodniu papież. Nie potrzebne Ci są pieniądze. Masz głęboko gdzieś, co grają na MTV. Masz głęboko gdzieś, co to jest "oksymoron". Do niczego Ci to wszystko nie jest potrzebne.

To się naprawdę może spodobać.

Ja za bardzo nie wyobrażam sobie, aby w ten sposób żyć. Ale pomyślcie sobie czy nie potrzebujecie 10 dni w roku.. kiedy to wszystko nie ma dla was żadnego znaczenia. Kiedy macie dość wszystkiego, nagle tego nie ma. *Puff* Kiedy jesteście tylko wy i morze. To wszystko.

Dlatego wrócę na morze, kiedy będę chciał uciec, odpocząć, naładować akumulatory na te nasze szare, często złe, dziwne życie.

A co to ma do sportu?

Sposobów na życie jest dużo. Moim do dnia dzisiejszego jest sport i jego wartości. Nie zmienia to faktu, że oprócz sportu jest mnóstwo innych alternatyw. Lepszych, gorszych. Miałem okazje sprawdzić jedną z nich. W moim odczuciu równie wartościową, równie ciekawą, równie dobrą. Nie mniej jednak, ja zostaje przy swoim. Przynajmniej na razie..